Tym razem naszym łupem padły dwa szczyty. Pierwszy to Luboń Mały ze swoją wysokością 869 m n.p.m. Na rozgrzewkę „weszło” w nogi 200 metrów zniesienia. To żaden wyczyn – to przygoda. Warunki pogodowe 100% zimowe. Wokół nas piękna polska zima, taka jak należy. Wędrowaliśmy przez las wśród wysokich oszronionych drzew. Mroziło policzki, zawiewało po uszach, a my torowaliśmy ścieżkę idąc raz gęsiego, raz zbici w grupę. Biały krajobraz rozświetlał nasze uśmiechy...bo było wesoło. Pamiętamy proste powiedzenia, wiemy że śmiech to zdrowie! Plan był prosty – iść w kierunku Luboń Wielki, zdobyć ten szczyt leżący na wysokości 1022 m n.p.m., i rozpalić w wytyczonym tam miejscu ognisko. Drewno taszczyliśmy ze sobą. Po około siedmiu kilometrach maszerowania znaleźliśmy się w kluczowym punkcie wycieczki.
Z naturą nie wygrasz – wiejący wiatr nie pozwolił na sensowne rozpalenie ogniska, więc zostawiamy tą misję na inną okazję.
Udaliśmy się do schroniska PTTK im. Stanisława Dunin-Borkowskiego by odpocząć, zjeść, napić się tego czy tamtego. Wędrowcy po szlakach to jedna wielka rodzina, pomimo iż się nie znamy to każdy mijany człowiek jest pozdrawiany i zauważony. To oznaka szacunku, którym warto obdarowywać. Spotkaliśmy wiele osób na szlaku, ale to w strzelistym budynku schroniska poznaliśmy osobiście ciekawe osoby, które w tym miejscu tego wpisu pozdrawiamy.
Pojedzeni i napojeni ruszyliśmy w drogę powrotną – kolejne około 7 kilometrów marszu, teraz już z górki. W odkrytych miejscach chłonęliśmy widoki. Na północ patrząc, gdzieś tam w oddali majaczył Kraków. Widok południowy to pasma gór. Wyższe, niższe, Beskidy, Tatry… gdzieś tam Babia Góra. Takie widoki wzbogacają wyobraźnie. Takie momenty dodają mocy i otuchy jednocześnie. Warto się zmęczyć w taki sposób – to zmęczenie jest przyjemnie, a nasze akumulatory naładowane mocą z natury. Piękny czas, piękna integracja i przygoda. Każdy z nas wrócił do siebie z nową jakością siebie. Polecamy takie aktywności.